Moje Małe Wielkie Podróże

Strona ta poświęcona jest dalekim i bliskim, aczkolwiek równie ciekawym, podróżom. Moje opisy wypraw są bardzo subiektywne, dlatego wybaczcie, jeżeli zdarzy się w nich jakaś nieścisłość.

Każdego roku staram się zwiedzić jakiś piękny zakątek świata. Pomysłów jak na razie mi nie braknie. Marzenia do zrealizowania to min. Ladakh i Zanskar, Meksyk, Fidżi, Australia, Ziemia Ognista... itd.

Trudno odpowiedzieć na często zadawane pytanie, która z dotychczasowych wypraw zrobiła na mnie największe wrażenie. Indie i Nepal to ta pierwsza, niezapomniana, bardzo daleka wyprawa. Wtedy jeszcze nie miałam odwagi podróżować na własną rękę i pojechałam z godną polecenia agencją trekingową Terra Incognita.

Następny wyjazd na Sri Lankę zorganizowaliśmy już sami. Potem była Portugalia samochodem, z tylko jednym dniem na plaży :) Kolejny rok przyniósł mi wymarzoną wyprawę do Ameryki Południowej: Peru, Boliwia i Chile. Tam chyba najprędzej chciałabym wrocić - kontynent olbrzymi, a my zobaczyliśmy tak niewiele. Machu Picchu co prawda widziałam, ale czeka na mnie amazońska dżungla.

W roku 2004 ruszyliśmy na podbój Bliskiego Wschodu. Bliższe poznanie kultury arabskiej pokazało nieznane nam wcześniej klimaty i sprawiło, że trochę inaczej patrzymy na toczące się tam konflikty religijne.

Najbardziej finansowo obciążającą wyprawą okazała się Afryka. Ten wyjazd muszę jednak traktować w trochę innych kategoriach. Zdobycie Kilimandzaro sprawiło, że po raz pierszy poczułam smak zwycięstwa: nad swoim organizem, nad własną psychiką...

2006 rok to przede wszystkim niesamowity, coraz bardziej jednak skomercjalizowany, Angkor Wat oraz niekończąca się wyprawa Mekongiem po południowym Wietnamie. Niespodziewanie, zimą, na początku 2007 roku zdobyłam najwyższy szczyt Afryki Północnej - Toubkal. Teraz już wiem, jak chodzić w rakach i prawidłowo trzymać, a nawet wykorzystac czekan ;).

Po majowej, zamczystej Transylwanii z niecierpliwością czekałam na zaplanowana już od kilku lat Kubę. Z komunizmu pamietam niewiele, chociaż kilkanaście lat w tych czasach żyłam. Nie wiem więc na ile to, co zobaczyłam na Kubie przypomina polskie lata 80te, ale wiem, że na pewno warto ten światowy relikt zobaczyć, pamiętając przy tym, by swej wizyty nie przekszałcic w zwiedzanie skasenu.

W 2008 roku, po wiosennej wyprawie z namiotem za Koło Podbiegunowe, znów wróciłam do Azji i wreszcie zwiedziłam Bangkok. Dotarliśmy też do zaplanowanych już kilka lat wcześniej Birmy i Laosu. Ku zaskoczeniu, kraje te diametralnie różnią sie od siebie, a mi do gustu bardziej przypadł chaotyczny i pełen gwaru Myanmar.

Rok 2009 to początek dużych zmian w moim życiu, co wpłynęło też na plany podróżnicze. Tuż po zarezerwowaniu biletów lotniczych na Islandię dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Wyjazd się odbył, kampingowanie pod namiotem przeżyłam, a jesienią zamiast dalekiej wyprawy azjatyckiej, ruszyliśmy, również z namiotem, zwiedzać Kraje Nadbałtyckie, na które zawsze brakowało czasu.

Bardzo ciekawy był rok 2010, bo po raz pierwszy na wyprawę pojechałam z 3 miesięczną córeczką. Malta, bardzo mała i atrakcyjna wyspa, okazała się idealna na pierwsze podróże z dzieckiem. Naszego noworodka odważyliśmy się też zabrać do Omanu, kraju, wbrew powszechny opniom o całym Półwyspie Arabskim, bardzo ciekawym, bezpiecznym, czystym i cywilizowanym ;-).

2011. Ślub w górach w Nowej Zelandii? Czemu by nie! Nawet takie marzenie da się spełnić, tylko trzeba wszystko dokładnie przemyśleć i zaplanować. Lot helikopterem do ślubu na długo zajmie miejsce w naszym rankingu najbardziej ekscytujących wydarzeń - jakie przeżyliśmy - wysoką pozycję. A do tego podróżowanie wielkim motorhome po Wyspie Południowej i zaskakujący Seul, gdzie nowoczesność miesza się z tradycją.

Etiopia w marcu 2012 zapowiadała bardzo ciekawy podróżniczo rok; szczególnie, że wyjazd ten powstał bardzo spontanicznie, a jego cel był prosty: zobaczyć podziemne kościoły w Lailbeli. Potem były chaotyczna, ale fascynujące Chiny, które nas troche wymęczyły, zarówno smogiem wielkich miast jak i wszechobecnym tłokiem.

Indonezja w 2013 roku to wynik super promocji Emirates. Kto by pomyślał, że wezmę męża i córkę na Bali i Jawę! Już sama myśl o Dżakarcie brzmiała jak z bajki. A później nastąpiło spowolnienie planów, bo na przyjście na świat czekał już Tymek. Z nie powiększoną jeszcze rodzinką wybraliśmy się pod namiot do Norwegii południowej, a później na samochodowy objazd Gran Canarii.

Wyjazd z dwójką maluchów w 2014 roku to kolejne nowe wyzwanie. Najpierw spokojnie - Sardynia i Korsyka, z ogromną fascynacją fortyfikacji tej drugiej wyspy. Gdy Tymek skończył 6 miesięcy, a Lila 4,5 roku, odważyliśmy się na kierunek wschodni, o jakim większość ludzi tylko marzy. Po prostu kupiliśmy bilety do Iranu. I nie żałujemy!

Kolejne lata z dziećmi przyniosły zwiedzanie Armenii Ładą Nivą, Japonii szybkimi pociągami, wymarzonej w dzieciństwie dżungli na Borneo oraz Indii Południowych. Indie zwiedzieliśmy rodzinnie już dwa razy, wykorzystując zimowe ferie szkolne, kiedy to na indyjskim południu nie jest jeszcze aż tak gorąco.
Po raz pierwszy znaleźliśmy również czas na dwie, krótkie podróże europejskie, bez dzieci, w miejsca w które dzieci sie raczej nie zabiera. Pierwsza to wycieczka do Czernobyla, a druga to tygodniowy pobyt pod namiotem na Svalbardzie.
Odkrycie roku 2019 tojak na razie Madera i jej górskie levady. Ale to dopiero początek, bo nastepne podróże juz w planie!

Co będzie dalej... zobaczymy. Zachęcam wszystkich do realizowania podróżniczych marzeń - wierzę, że jak się bardzo czegoś chce to w końcu uda się to osiągnąć, przy mniejszych bądź większych wyrzeczeniach! I da się takie plany realizować nawet z dziećmi...

ADA